sobota, 1 lutego 2014

24-12-786

To już dziś. Ciągle o tym myślę, mam taki zamęt w głowie. Raz wydaje mi się, że dam radę żyć w ciemności, radować się mrokiem i nocą. A potem, o Najstraszniejszy Proroku!, czuję, że umieram tutaj, że całe moje dziedzictwo mnie dusi! Wtedy decyduję, że muszę uciec. Ale kiedy dochodzę do progu drzwi w moim pokoju, wracam.
Miałam pewien sen dzisiaj w nocy. Dopiero teraz, na godzinę przed koronacją, sobie to przypomniałam. Stałam w próżni, widziałam tylko wiązki kolorowych pasków, jakbym zamknęła na długo oczy. Nagle uświadomiłam sobie, że to nie paski, patrzyłam na las. Wszystko tu było przepiękne, żywe, jasne, świetliste. Zielone, żółte, niebieskie i żadnej czerni! A z lasu wyszła Najjaśniejsza istota, jaką kiedykolwiek widziałam. Mały chłopczyk, na oko ośmioletni. Miał piękne, niebieskie szczere oczy i jasną cerę, i jasnobrązowe włosy.  Jaśniał jak gwiazda, którą kiedyś widziałam. A może samo słońce?  Spojrzał na mnie. Chciałam podejść, ale nie umiałam. Chłopczyk zmartwił się, widząc moje wysiłki. Kiedy zacisnął powieki, przede mną pojawiła się ścieżka, identyczna jak ta, którą przyszedł on. Poszłam, stawiając chwieje kroki. Malec rozpromienił się.
Nie wiem, co było dalej. Czy było cokolwiek. Ale kiedy to sobie przypomniałam, już wiedziałam. Muszę odnaleźć tego chłopca.
Ucieknę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz