wtorek, 18 marca 2014

02-02-787

Nie wierzyłam w ludzką ofiarność i moralność. Chodzi mi oczywiście o Mrocznych - nie wiem, jak jet u innych. Ale zdarzył się cud. Tak. Ten prawdziwy, bezinteresowny cud. Ale opowiem wszystko od początku. I może opowiem, co się ze mną dzieje i czemu jeszcze nadal mam głowę. (Tak, zdobyłam się na odrobinę humoru, to ze szczęścia).
Jestem w Gaugamele, forcie przy przesmyku prowadzącym przez Góry Piekielne do Pustki. Właśnie zachodzi słońce, a w moich komnatach przyjemnie grzeje kominek.
Jak tu dotarłam i co tu robię? To długa historia. Otóż, wracając do mojego ostatniego wpisu, żołnierz, który wówczas podszedł to mnie, był to niejaki Clemente - jeden z szpiegów rebelii. Jakiej rebelii? Od czasów mojej ucieczki wiele się działo.
Trwa wojna domowa. Rebelianci, spiskujący od wielu lat, wyszli z ukrycia i dokonali masowej rzezi podczas feralnej ceremonii. Miała ona na celu zabić resztę mojej rodziny oraz syna Lorda Melpone, przyrzeczonego mi na męża. Chcieli, bym została dobrą królową. (Tak. To był dla mnie szok...) Moją ucieczkę buntownicy potraktowali jako jawny sprzeciw reszcie rodziny królewskiej. Zostałam uznana za królowa rebeliantów. To niemożliwe, ale jednak...
Tak czy inaczej, Clemente, korzystając z pomocy innych rebeliantów, zaprowadził mnie do zajętej przez buntowników Gaugameli. Wszyscy tu widzą we mnie nadzieję. Nie mogę teraz jechać dalej, pomagam im, a sobie próbuję wmówić, że to postój dla odzyskania sił. Jak widać, robię to całkowicie bezskutecznie.
Ale myśli mi się uspokoiły. Jak powiedział kiedyś mój plugawy ojciec (wymordował z wściekłości całą wioskę Le Chante, jak... barbarzyńca, bez skrupułów) , jestem stworzona do dowodzenia. Każdy władca, król czy królowa, musi nauczyć się dowodzić. Wojskami, ludem. Ponoć przeszłam szkolenie znakomicie. Gorzej u mnie z przydatnymi informacjami, bo nie mam pojęcia, co jest pewne a co nie. Rodzina była jak gałązki wierzby na wietrze. Takim porywistym...
W fortecy jest bardzo przyjemnie, a ja nie mam żadnych snów. Znalazło się tu mnóstwo osób ewakuowanych z wiosek. Mam towarzystwo, mnóstwo ludzi chce mnie poznać. Teraz widzę, że oni naprawdę starają się być dobrymi. Co prawda istnieją też inni... Siły są mniej więcej podzielone. Ale, o ile moi rodzice mają więcej wyszkolonych wojowników, to nigdy nie zrobią jednej rzeczy: nie zaciągną do wojska prostaczków. Uważają, że to poniżające, stać w jednym szeregu z wieśniakiem, chłopem. I to dla nas przewaga, bo tutaj... tu zaczyna panować równość. Nie całkowita, ale jednak.

1 komentarz:

  1. Łap, Smoociu, Liebstera ode mnie ;* http://have-wings-will-fly.blogspot.com/2014/04/liebster-award.html

    OdpowiedzUsuń